Właśnie wróciłam z zajęć na uczelni. Jestem padnięta! Ale nie dlatego, że miałam tych zajęć jakoś dużo, nie, tylko 2h, tylko dlatego, że wczoraj miałam dość intensywną noc, jak to w Hiszpanii bywa zresztą. Ale była ku temu większa okazja, bowiem wczoraj było święto Galicji (region w Hiszpanii na północy kraju, gdzie oprócz hiszpańskiego oficjalnym językiem jest jeden z trzech regionalnych języków: galicyjski). Wczoraj był dzień słowa galicyjskiego (dosłownie: Dia de las letras galegas).
 |
GWIAZDA WIECZORU |
Z tej okazji wybrałam się ze znajomymi na miasto. Nic szczególnego. Wyjście, jak każde inne, troszeczkę lokali się odwiedziło w miłym gronie ;) Dwie atrakcje jakie zobaczyliśmy to po pierwsze wesołe miasteczko w wydaniu hiszpańskim. Doszłam do wniosku wraz z kolężanką Polką, że tu lubują się bardziej we wszystkim co świeci nieziemsko i co ma niezmierzoną ilość kolorów (
todo llamativo - czyli przyciągające uwagę, moim zdanie aż nad). Poza licznymi karuzelami....
można oczywiście zjeść było churros (takie a la pączki, które się moczy w czekoladzie) i pulpo (ośmiornice a la galega). Więc po tym wesołym miasteczku poszwędaliśmy się troszkę, a później poszliśmy zobaczyć drugą atrakcję wieczoru.
Tą atrakcją były koncerty organizowane przez radio 40 principales (polecam, jak ktoś lubi jak mu lecą ciągle te same hity przy uchu). I to była MASAKRA! Chyba tylko pierwszy występ jakiejś Pani z Kolumbii był udany. Pomimo, że śpiewała tylko po angielsku i z playbacku to i tak było cool. Pozostałe występy coraz bardziej do bani. Wyszli jacyś Despistaos, którzy jeszcze byłi jacyś, znaczy się byli wyraziści, po nich niejaki CHUSO, który chyba nie wiedział po co tam był, więc to co pokazał, to tylko płakać się chciało. No, ale muszę przyznać, że mimo tego hiszpańska publiczność umie się bawić. I nie wiem, czy to wina nadmiaru alkoholu czy raczej tego co mają we krwi: śpiew i taniec. Więc im się podobało. Nam z każdą minutą coraz mniej. Ale w końcu pojawiła się GWIAZDA wieczoru, którą był występ byłej wokalistki z La oreja de Van Gogh, Amaia Montero. Osobiście, uwielbiam słuchać jej w radiu, a często chodzę z jej muzyką w słuchawkach po mieście rano, dla mnie idealnie pobudza moje rozespane zmysły. I na tym maoja pozytywna opinia o tej wokalistce się niestety kończy... To co pokazała wczoraj to była jakaś żenada. Co to za filozofia chodzić w kółko po scenie i śpiewać? Do tego, bardziej było słychać muzykę, niż jej piękny głos (ale tu może zarzut do głuchego dźwiękowcy). "Śpiewała" mało znane utwory i ogólnie zaczeliśmy już myśleć o zmianie imprezy. Wtem stała się najlepsza rzecz tego wieczoru! Pani Amaia w pewnym momencie sowjego transu potknęła się o swoje baaardzo wysokie szpilki i zaliczyła krótko mówiąc glebę!!!! I chyba tylko to będzie zapamiętane z całego jej występu :( Szkoda, że nie udało mi się tego momentu uwiecznić! Na zdjęciu powyżej możecie przyjżeć się jej szpilkom.
Oki muszę się zbierać, bo dziś też idziemy między innymi na koncerty. Jak będzie coś ciekawego, napiszę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz